środa, 22 maja 2013

6. Wybrany z wybranych

Do tej pory rozmawialiśmy sporo o BDSM, ale nasze potencjalne spotkanie raczej było dla mnie odległą marą. Zwłaszcza,że nadal nie byłam pełnoletnia, a zależało mi na tym, by o kłamstwie powiedzieć kiedy kwestia byłaby już raczej przeszłością. Nie sądziłam jednak, że sprawy przybiorą bardziej poważny obrót i hasło „spotkanie” padnie tak szybko.

Podanie swojego numeru telefonu było już w pewnym sensie deklaracją. Przynajmniej wyłącznie w mojej głowie. Nie mniej jednak, długie rozmowy jakie toczyliśmy wpływały pozytywnie na moje podejście i z dnia na dzień pomagały mi budować przeświadczenie o tym, że właśnie ten mężczyzna „został wybrany” na mojego Pana i wcale nie zamierza mnie skrzywdzić. Przynajmniej nie w takim sensie, jakiego mogłabym się obawiać.

- Zadzwonię dzisiaj po pracy.

Wszystko wydawało się jak najbardziej zrozumiałe, a jednak dla mnie było nadal cholernie nie realne. Spotkanie? Jakie spotkanie? Zadzwoni....? Eee, nie możliwe.

Cały czas do końca nie wierzyłam w tą całą historię. A jednak wielkimi krokami zbliżało się moje zderzenie z rzeczywistością.

Nie mniej jednak, był to fakt, którym z całą pewnością chciałam podzielić się z Darkiem. W gruncie rzeczy, nadal nie do końca ufałam mu co do jego przekonania, że jest mu to obojętne. Być może nie kochał mnie aż tak szaloną miłością, jak bym tego oczekiwała, ale był facetem. Musiał być chociaż odrobinę zazdrosny, że jakiś obcy facet będzie posuwał jego laskę.

- Dziś po południu zadzwoni ten domin, o którym Ci mówiłam. Troszkę się stresuję.
- Ale nie działa to na Ciebie psychicznie? Nie masz doła z tego powodu?

I w tym momencie olśniło mnie, że nie... Lęk, który przepełniał mnie od środka przez tak długi czas, w tym wypadku wyparował. Traktowałam to zupełnie zwyczajnie, pomimo tego, że E nadał temu bardzo oficjalny ton. Owszem, sam fakt nieco mnie stresował, ale nie na tyle, by pojmować to w kategoriach zagrożenia. Raczej towarzyszyło mi przyjemne podniecenie i poczucie podniosłości tego momentu, podjęcia pewnej decyzji. Mój przyszły Władca przestał być tylko „kandydatem na Pana”, był już wybrańcem z wielu.
Godziny mijały, a moment jego wyjścia z pracy zbliżał się z zawrotną prędkością. Jak to ze mną bywa, im bliżej zdarzenia właściwego, tym bardziej topniała moja pewność siebie i nierealność tego wydarzenia. A kiedy w końcu mój telefon delikatnie zawibrował, wszystkie flaki przewróciły mi się do góry nogami. Nie było w tym nic z romantycznych „motyli w brzuchu”. Nie... To było zwyczajne przerażenie stukającego do bram mojej świadomości.

- Cześć Kornelko...

No tak... Delikatne przypomnienie o moim malutkim kłamstewku. 

Ciepły, męski głos... O dziwo, nad wyraz ciepły i przyjacielski. Spodziewałam się raczej chłodu i... obcości, a otrzymałam przyjemne, bliskie mi dźwięki, które razem składały się na zachęcający, uspokajający głos. Nie wystarczyło to jednak dla zabicia demonów mojej przeszłości... Nie pamiętam nawet o czym rozmawialiśmy. W uszach mi szumiało, a przed oczami... Będąc szczerą, oprócz głosu E, nie pamiętam zupełnie nic innego, poza tym, że leżałam na moim łóżku, twarzą do ściany, trzymając telefon na kablu... Później zmieniłam pozycję. Siedziałam po turecku. I to ciepłe wiosenne słońce, które wlewało się przez zasłony do mojego pokoju.

Tak bardzo starałam się skrócić tę rozmowę do minimum... Chciałam już wrócić na bezpieczne łącze internetowe, gdzie nie słyszał w moim głosie uczuć, ani stresu, gdzie nie musiałam odpowiadać natychmiast, gdzie mogłam skupić się na tym CO do mnie pisze, a nie wyłapywać sensu spomiędzy mojego zachwytu jego głosem.

Kiedy odłożyłam słuchawkę, na moment pogrążyłam się we wspomnieniach. Stając przy salonowym oknie, z drżącymi ramionami i ciałem odbierałam telefon od Roberta. Jego głos był chłodny i ostry. Władczy. Aż zanadto. Szybka wymiana kilku zdań, przypomnienie o zadaniu – to wszystko. Nie pytał o nic poza tym, co interesowało go najbardziej. W końcu nie miał być moim przyjacielem a Panem...

E odstawał od mojego wyuczonego wyobrażenia. Nie zdobywał mojego posłuszeństwa lękiem a zainteresowaniem. Czy wiedział, że właśnie tego brakuje mi w życiu codziennym? Tego nie wiem, i chyba tylko on jeden jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Wiem jednak, że przez większość czasu nasze rozmowy dotyczyły życia, szarej codzienności i tego, z czym każde z nas ma do czynienia. Wiedziałam, że popełniam błąd mówiąc mu o wszystkim w zamian otrzymując jedynie skrawek informacji, ale postanowiłam po raz ostatni już postawić wszystko na jedną kartę. Oddać się w całości i w całości czerpać z pełnego oddania. Skrajnie głupie? Być może... Dziś nie żałuję... 

Czas płynął. Pierwsza rozmowa przyszpiliła mnie lękiem i stresem, lecz każda kolejna była czystą przyjemnością. Lubiłam kiedy do mnie dzwonił. Zwłaszcza, że wybierał momenty, w których najbardziej potrzebowałam rozmowy. Nigdy nie bywał w tych rozmowach „groźny”. Często rzucał pewne podteksty, ale w gruncie rzeczy czułam jak bardzo chce mnie poznać i że póki co, jest to jedyny jego cel. 

Któregoś popołudnia mój telefon cichutko dał znać że otrzymałam nową wiadomość tekstową. Darek.

- Słuchaj, piszę z taką Marysią. Podobno daje każdemu! Już zacieram ręce.
- Tylko żebyś się jakimś pieroństwem nie zaraził.
- Spokojnie, nie jestem głupi. Umawiam się z nią pomału... Mogę u Ciebie jak mamy nie będzie?
- Em.. A co JA mam wtedy robić?
- Oj no coś wymyślisz...
- Mhm, no ok.
- A może trójkącik?
- Hmm... :>  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz